To już druga książka tej autorki Lynn Painter, która rozczuliła mnie i doprowadziła do załamania nad moim życiem miłosnym, a raczej jego brakiem.
Największa fanka komedii romantycznych, Liz, myśli, że życie jest takie jak w tych romansach. Czeka na swoje „cute meet” z idealnym chłopakiem, którego już dawno sobie wybrała. Szczerze to w momencie, gdy Michael wrócił, zaczął kręcić z inną, Liz nie powinna wtrącać się w jego życie. Jednak bez tego nie zaczęłaby rozmawiać z Wesem i nie zauważyłaby jaki on jest słodki.
W skrócie zaczęło się od wyidealizowanego marzenia o chłopaku, który nie wywołuje u niej motyli w brzuchu i przy którym nie czuje się sobą. A skończyło się na pseudo wrogu, słodkim, zabawnym i szarmanckim.
Słodka młodzieżówka. Luźna.
Ogromnym plusem są te dialogi, cytaty z filmów przy każdym rozdziale. „Kiedy Harry poznał Sully”, „Pretty woman” czy „27 sukienek” … i wiele innych. Kocham te filmy. Kocham dobre komedie romantyczne, które mimo, że są przewidywalne to są urocze i mają ukoić nasze serducho.
„Uwierz mi, czasami tą osobą z największym „potencjałem magicznego wieczoru” jest ktoś, kogo w ogóle się o to nie podejrzewa. Czasami może to być ktoś kogo znasz od zawsze, a kogo tak naprawdę nie zauważałeś”
Wniosek jest jeden: Szukając miłości miejmy oczy szeroko otwarte, bo nigdy nie wiemy czy miłość naszego życia nie mieszka tuż obok nas.
